Czasami
jest tak, że dodatki i wykończenia psują cały efekt finalny.
Niestety, jest też tak z „Czerwonym Kapitanem”
Dominika
Dána. Książka zapowiadająca się na niezły kryminał ery
postkomunistycznej została zmiażdżona przez przytłaczający wątek
tajemnic kościelnych. W efekcie końcowym otrzymaliśmy lekturę
lekko „niestrawną”.
Fabuła
rozpoczyna się obiecująco. W trakcie przebudowy cmentarza robotnicy
natrafiają na trumnę skrywającą mroczną tajemnicę. Zmuszeni na
zbadanie niezwykłej sprawy policjanci z brygady kryminalnej
natrafiają na trudności w postaci zmowy milczenia hierarchów
kościelnych, jak i własnych przełożonych. Sama sprawa kryminalna
jest nietypowa, ponieważ od początku wiemy, bądź domyślamy się
kto zabił. Bardziej zastanawiamy nad tym, co było motywem zbrodni i
tajemnicą, której nie zdradziła ofiara. Jednak jej rozwiązanie
jest rozczarowujące i przyznam, że mi się nie podobało.
Nawet
dość zaskakujący i nie do końca jednoznaczny finał nie ratuje
powieści. Do zalet można zaliczyć natomiast żywe,”wielowymiarowe”
postacie oraz klimat Słowacji postkomunistycznej. Pozwalają one
wczuć się w pierwszą połowę książki i jakoś przebić się
przez jej drugi kawałek, psujący efekt całości.
Dominik
Dán miał szansę stworzyć książkę lepszą wykorzystując
potencjał tkwiący w kryminale rozgrywającym się w epoce
postkomunistycznej. W rzeczywistości napisał książkę, którą
można przeczytać, ale niektórym czytelnikom (mnie) przyjdzie to z
pewnym trudem, spowodowanym niesmakiem.
Recenzja dla :
Komentarze
Prześlij komentarz